W pierwszy piątek czerwca wyruszyła Ekstremalna Droga Krzyżowa z kościoła pw. św. Wacława w Radomiu i z Jastrzębia.
Pielgrzymów opieką duchową objęli ks. Krzysztof Bochniak, koordynator Ekstremalnej Drogi Krzyżowej i wikariusz w parafii pw. św. Wacława, oraz ks. Paweł Męcina, wikariusz z Jastrzębia.
– Wiele osób pytało nas o przeżycie Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. Zdecydowaliśmy się na to w pierwszym możliwym terminie, kiedy pozwalają na to warunki sanitarne. Owszem były osoby, które jeszcze w Wielkim Poście ruszyły trasami EDK zupełnie prywatnie i indywidualnie. Prosiły nas o błogosławieństwo na drogę, którego udzielaliśmy przy kościele – mówi ks. Bochniak.
Nim uczestnicy wyruszyli na Ekstremalną Drogę Krzyżową uczestniczyli we Mszy św. i pierwszopiątkowym nabożeństwie do Serca Pana Jezusa. Była tez okazja do spowiedzi.
Przygotowano cztery trasy o różnej długości i stopniu trudności, które kończyły się w sanktuariach w Czarnej bądź w skarżyskiej Ostrej Bramie. To trasy: żółta (Jastrząb – Czarna; 38 km, patron św. Jan Chrzciciel), czerwona (Radom – Ostra Brama; 46 km, patron św. Wacław), niebieska (Radom – Ostra Brama; 53 km, patron św. Kazimierz) i biała (Radom – Czarna; 63 km, patron bł. Bolesław Strzelecki).
– Nie wiem, czy ktoś wybrał trasę „czarną”, bo nie było zgłoszeń na listy, ale wiem, że sporo osób wybrało trasę „niebieską”. To 53 km. Tę trasę wybrałem także ja. Idę piąty raz, a drugi jako organizator. To mnie wewnętrznie rozwija jako księdza, gdy widzę idących uczestników, gdy widzę ich wysiłek i modlitwę. Ekstremalna Droga Krzyżowa to „ekskluzywny” czas dla człowieka, który poświęca swoją ciszę, swoją energię na kontakt z Panem Bogiem i na budowanie relacji z Nim. Chodzi też o ekstremalne przeżycie wiary w swoim sercu przez jedną noc, gdy dochodzi się aż na skraj swoich sił fizycznych. Zawsze idę samotnie, a przez plecak mam przewieszoną stułę. Tak było w poprzednich latach, że podchodzili uczestnicy, by skorzystać w czasie marszu z sakramentu pokuty i pojednania. W tym roku także przewiesiłem fioletową stułę przez plecak. – mówi ks. Krzysztof Bochniak.
W tegorocznej EDK, mimo przyjęcia na siebie dodatkowych obostrzeń związanych z koronawirusem, wzięło udział niewiele mniej uczestników. Wśród nich byli Monika i Paweł z radomskiego Idalina:
– Idziemy po raz czwarty. Ciągnie nas tutaj Pan Bóg, ciągnie Matka Boża i ciągnie wyciszenie. Można wiele spraw przemyśleć i przemodlić, zaplanować kolejny rok. Szkoda, że nie wyszło w Wielkim Poście, ale myślimy, że i teraz przeżycie duchowe będzie podobnie duże. Planowaliśmy pójść najdłuższą trasą, do Czarnej, ale moja żona, która ma po nas przyjechać, obawiała się, że nie da rady pewnie tam dojechać i nas odnaleźć. Wybraliśmy 53-kilometrową trasę do sanktuarium w Skarżysku-Kamiennej z łatwiejszym dojazdem z Radomia. Oczywiście towarzyszą nam prywatne intencje, ja zawsze niosę też intencje związane z obroną życia. No i poza tym mam dziś 40. urodziny. – mówi Paweł.
– Jesteśmy zaprawieni w takich przygodach biegowych, marszowych i turystycznych. Na najkrótszej trasie nie poczulibyśmy bólu, a o niego chodzi, by go połączyć z męką Chrystusa Pana – dodaje Monika.
Ze względu na ograniczenia związane z epidemią nie było, jak w ubiegłych latach, Mszy św. podsumowującej, a każdy z uczestników zakończył Drogę Krzyżową indywidualnie; również powrót do domu uczestnicy EDK organizowali sobie we własnym zakresie.