W ciągu minionych dni naszego pielgrzymowania podejmowaliśmy temat Eucharystii i naszego w udziału w niej. Nie były to tylko treści teoretyczne, bo przecież każdego dnia gromadziliśmy się wokół ołtarza i uczestniczyliśmy w tej Wielkiej Tajemnicy Wiary, jaką jest Eucharystia. Podkreślaliśmy, że Msza święta jest najważniejszą godziną każdego dnia. W taki sposób niedzielna Eucharystia jest najważniejszą godziną całego tygodnia, najważniejszym wydarzeniem, swoistym „spotkaniem na szczycie”. Nie ma i nie będzie nigdy ważniejszego spotkania niż Msza święta, bo to przecież spotkanie z Chrystusem, który za nas umarł i zmartwychwstał, i który staje się naszym Pokarmem. Dziś, podczas ostatniej już pielgrzymkowej konferencji, chcemy wołać za uczniami z Emaus do Chrystusa, który objawia się nam podczas „Łamania Chleba”: „Zostań z nami Panie” (por. Łk 24, 29).
W Eucharystii uczestniczy cały Kościół. Św. Jan Paweł II pisał w swej encyklice o Eucharystii, że „nawet wtedy bowiem, gdy Eucharystia jest celebrowana na małym ołtarzu wiejskiego kościoła, jest ona wciąż poniekąd sprawowana na ołtarzu świata. Jednoczy niebo z ziemią. Zawiera w sobie i przenika całe stworzenie” (EdE 8). Podczas pierwszej Mszy świętej, celebrowanej przez Chrystusa na ołtarzu Wieczernika, obecni byli Apostołowie – Grono Dwunastu. Zbawiciel, jak pisał św. Jan Paweł II, „wprowadził ich w tajemniczy sposób w Ofiarę, w której wkrótce na Kalwarii miał złożyć samego siebie. […] Od tej chwili aż do końca czasów Kościół buduje się przez tę Komunię sakramentalną z Synem Bożym, który się za nas wydał” (EdE 21).
Eucharystia buduje Kościół. Od czasów Chrystusa jest ona nieprzerwanie celebrowana na ołtarzach świata. Jej brak w jakimś zakątku ziemi jest dramatem dla wierzących. Dość wspomnieć wydarzenia – nie tak przecież znowu odległe – z terenów dawnego Związku Radzieckiego, gdy władze totalitarne pozbyły się kapłanów. Jednych zamordowano, innych osadzono w więzieniu, jeszcze kolejnych wysłano na Sybir, wygnano, bądź sami musieli podjąć decyzję o opuszczeniu swych parafii. Ludzie gromadzili się w kościołach lub w domach, rozkładali na ołtarzu szaty liturgiczne i ze łzami odczytywali teksty mszalne. Nie mieli Eucharystii. Nie miał kto przemienić chleba z ich umęczonej ziemi w Ciało Chrystusa…
Kościół – wspólnota uczniów Chrystusa – gromadzący się na Eucharystii karmi się Bożym Słowem, jak też Ciałem i Krwią Zbawiciela. Kościół to konkretni ludzie. Jeszcze inaczej: Kościół to ja, ty, brat i siostra idący przede mną, ale to też tacy, którzy „wyziębili” swoje relacje z Panem Bogiem i wspólnotą wierzących. My wszyscy mamy prawo i obowiązek uczestniczyć w Eucharystii. Jest ona również okazją ożywienia naszej wiary i miłości do Boga. Jest też dowodem miłości Boga do każdego z nas. Jak uczył św. Tomasz z Akwinu w czasie Mszy świętej dokonuje się podwójna przemiana. Chleb i wino stają się Ciałem i Krwią Chrystusa, a jednocześnie Ciało i Krew Chrystusa – przyjmowane przez Jego uczniów – przemieniają ich w jedno Ciało Chrystusowe, którym jest Kościół.
W czasie Mszy świętej sam Chrystus naucza nas, kieruje do nas swe Słowo. Ojciec Święty Franciszek mówi, że Kościół wydaje się być szpitalem polowym. To wszystko, co przynosimy na Eucharystię, ale i nas samych, często poranionych grzechami, składamy na ołtarzu i prosimy, by Bóg przyjął nas, a także naszą nędzę. To w czasie Mszy świętej Chrystus karmi nas Chlebem Życia, który daje życie wieczne. We wspominanym już dokumencie, św. Jan Paweł II cytuje słowa św. Jana Chryzostoma: „Czym w rzeczywistości jest chleb? Jest Ciałem Chrystusa. Kim stają się ci, którzy go przyjmują? Ciałem Chrystusa; ale nie wieloma ciałami, lecz jednym ciałem. Faktycznie, jak chleb jest jednością, choć składa się nań wiele ziaren, które choć się nie znają, w nim się znajdują, tak że ich różnorodność zanika w ich doskonałym zjednoczeniu – w ten sam sposób również my jesteśmy wzajemnie ze sobą zjednoczeni, a wszyscy razem z Chrystusem” (za: EdE 23).
Pamiętamy z ewangelicznego opisu Ostatniej Wieczerzy, że przed ustanowieniem Eucharystii Chrystus umył uczniom nogi i dał im przykazanie miłości. Stąd też Eucharystia otwiera nasze serca na obecność i potrzeby bliźnich. Bardzo mocne słowa napisał kiedyś kaznodzieja Domu Papieskiego, o. Raniero Cantalamessa: „Kto w chwili Komunii uważałby, że jest pełen miłości do Chrystusa, gdy tymczasem dopiero co obraził czy zranił brata, nie prosząc go o przebaczenie i nie mając takiego zamiaru, jest podobny do kogoś, kto po wielu latach spotyka swego przyjaciela, staje na palcach, by go ucałować w czoło i okazać mu całe swoje uczucie, jednakże nie zauważa, że równocześnie depcze mu stopy podbitymi gwoźdźmi butami! Stopami Jezusa są członkowie Jego ciała, zwłaszcza ci najubożsi i najbardziej wzgardzeni. On kocha te swoje «stopy» i mógłby zawołać do takiego kogoś: Oddajesz mi cześć na próżno!”.
A przecież wiemy też, że dobrze przeżyta Msza święta nie może człowieka nie zmienić.
Przy Chrystusie w Eucharystii jest obecna Maryja, która wspomaga naszą miłość do Niego. Przez pisarzy kościelnych nazywana była „Matką Najświętszego Sakramentu”, a św. Jan Paweł II pisał, że jest Ona „Niewiastą Eucharystii”. To przecież Maryja, po zwiastowaniu niosła Chrystusa do domu św. Elżbiety. Była więc pierwszym Tabernakulum, w którym obecne było Ciało Chrystusa, choć jeszcze niewidoczne dla innych ludzi. Chrystusa obecnego w tym Tabernakulum adorowała Elżbieta wołając z zachwytem: „Błogosławiony jest owoc Twojego łona” (Łk 1, 42).
Ewangeliści nie piszą nic o obecności Matki Bożej na Ostatniej Wieczerzy, ale św. Łukasz – pierwszy historyk Kościoła – zaznacza w Dziejach Apostolskich, że była obecna w Wieczerniku, gdy trwała na modlitwie ze wspólnotą Kościoła. Nie można sobie wyobrazić, by Maryja nie była obecna podczas Mszy świętych celebrowanych przez pierwsze pokolenie Kościoła. Wielki Czciciel Matki Bożej – Sługa Boży bp Piotr Gołębiowski pisał, że Maryja „najlepiej spośród ludzi rozumiała, ponowienie tej ofiary pod postaciami chleba i wina w każdej Mszy św. […] Szczytem udziału Maryi w ofierze Mszy św. była chwila Komunii św. W czyjej duszy Jezus znajdował milsze mieszkanie? Czyje serce oczekiwało Go z gorętszym pragnieniem? Nieskalane najlżejszym pyłem niedoskonałości moralnej Serce Maryi, ożywione wiarą, umocnione nadzieją, trawione ogniem miłości, z niewypowiedzianą tęsknotą pragnie zjednoczenia z Chrystusem Panem. A kiedy utajony Bóg miłości zstąpił do przeczystego Serca swej Matki, wówczas pogrążała się Ona w głębokiej modlitwie dziękczynnej. Zawsze pełna łaski wciąż rośnie w miłości Bożej. I następną Komunię św. gorętszym sercem przyjmuje. Życie eucharystyczne Maryi – to Jej osłoda w latach, jakie spędza na ziemi od Wniebowstąpienia Jezusa do swego chwalebnego Wniebowzięcia”.
Maryja jest dla nas wzorem przeżywania Eucharystii. Św. Jan Paweł II w encyklice o Eucharystii tłumaczy nam, że „istnieje […] głęboka analogia pomiędzy fiat wypowiedzianym przez Maryję na słowa archanioła i amen, które wypowiada każdy wierny kiedy otrzymuje Ciało Pańskie” (nr 55). To nasze „Amen” oznacza zgodę na Bożą wolę, jest zaproszeniem Chrystusa do naszych serc, jak też wyrazem naśladowania Maryi.
Głębokie przeżywanie Eucharystii jest stałym zadaniem dla każdego z nas. Czasem bywa tak, że ktoś przyjmie Komunię świętą i zaraz „ucieka” z kościoła, biegnie do swoich zajęć i do swoich spraw. Właściwie można odnieść wrażenie, że zachowuje się, jakby nie miał świadomości, jak wielki Dar otrzymał. A przecież te chwile po przyjęciu Komunii świętej są momentem najintymniejszego spotkania z Bogiem, który przychodzi do naszych serc. Potrzeba by były mocnym wołaniem „zostań z nami, Panie”! Św. Teresa od Jezusa pisała: „Gdy przyjąwszy Komunię świętą, macie Pana samego we własnej Osobie w duszy waszej, starajcie się wtedy zamknąć oczy ciała, a otworzyć oczy duszy i patrzeć na Niego, jako mieszka w pośrodku serca waszego”.
Taka świadomość pomoże nam stawać się – na wzór Maryi – „żywym tabernakulum”, i „żywą monstrancją”. Dzięki tej świadomości, po wyjściu z kościoła, wchodząc w codzienne obowiązki, wchodzimy w nie z Chrystusem. Dzięki temu nasze życie jest przeniknięte Jego obecnością. To w praktyce oznacza też wołanie: „Zostań z nami, Panie”. Nie brakuje przykładów świętych, którzy swą codzienność wypełniali obecnością Boga, którego Ciałem i Krwią karmili się w czasie Mszy świętej.
Prawie sto lat temu umierał włoski chłopak Pier Giorgio Frassati – miał zaledwie 24 lata. Często przedstawiany jest wśród ośnieżonych górskich szczytów z czekanem i fajką. Niesamowite były drogi życia tego chłopaka – nie dziwi, że Jan Paweł II nazwał go „Człowiekiem Ośmiu Błogosławieństw”. Rankiem, gdy gdzieś znikał bez śniadania, podpatrzono, że szedł do kościoła, gdzie przystępował do Komunii św., a później głodny szedł do szkoły. Woźnemu w szkole – panu Ernestowi zmarł kiedyś czternastoletni syn. Pier Giorgio w rocznicę jego śmierci, mając świadomość, że ojciec nie należał do zamożnych, poszedł do niego i dając mu pieniądze powiedział: „Niech pan zamówi za syna Mszę św. i położy mu kwiatek na grobie”. Poczciwy woźny rozpłakał się. Pier Giorgio był autorytetem dla innych, w klapie marynarki nosił krzyżyk – nie wstydził się go. W rodzinnym mieście Pier Giorgia stacjonował oddział Strzelców Alpejskich. Po jednej tylko jego rozmowie z żołnierzami, dwudziestu z nich przystąpiło w najbliższą niedzielę do Komunii św. Pier Giorgio poważnie zachorował, zaraził się od biednych, którym niósł pomoc. Gdy przed śmiercią przyjął Komunię św. powiedział: „Pan Jezus przyszedł do mnie. Wybieram się do Niego z rewizytą”. A gdy zmarł, służąca napisała na wiszącym w kuchni kalendarzu: „Umarł Pier Giorgio. Był dobry. Bóg chciał go mieć przy sobie”.
W czasie ostatniej wojny światowej obozie w Stutthofie koło Gdańska oddała swe życie bł. s. Julia Stanisława Rodzińska, dominikanka. Posługiwała chorym na tyfus, wielu z nich uratowała życie. Mówiono o niej: „Siostra Julia była bez reszty oddana bliźnim, służyła im do ostatnich chwil swego życia, spalała się dla nich”. Powtarzano o niej i taką opinię: „Dla nas ona była świętą, ona oddała życie”.
I jeszcze jeden obraz, także z lat II wojny światowej. Niemcy aresztowali pięciu wychowanków poznańskiego oratorium salezjańskiego. Podczas rewizji zabrano im różańce i wrzucono je do kosza. Korzystając z chwilowej nieuwagi Niemców, chłopcy wyjęli je z kosza i schowali do kieszeni. Różańce te później były źródłem ich siły. Wśród tortur i szykan ich siłą była modlitwa i wiara w Boga. W jednym z grypsów któryś z nich zapisał: „Boże, z nami jest dobrze, miej tylko w opiece naszych kochanych rodziców”. 24 sierpnia 1942 r. ścięto ich na gilotynie. Tuż przed egzekucją dwudziestotrzyletni Czesław Jóźwiak pisał do rodziny: „Przed chwilą wyspowiadałem się i zaraz przyjmę Komunię św. do swego serca. Ksiądz będzie mi błogosławił przy egzekucji. Poza tym mamy tę wielką radość, że możemy się przed śmiercią wszyscy widzieć. Wszyscy koledzy jesteśmy razem w jednej celi. Jest 7.45 wieczorem. O godz. 8.30 […] zejdę z tego świata. Proszę was tylko nie płaczcie, nie rozpaczajcie, nie przejmujcie się, Bóg tak chciał. Szczególnie zwracam się do Ciebie, Matusiu kochana, ofiaruj swój ból Matce Bożej Bolesnej, a Ona ukoi Twe zbolałe serce. Proszę Was bardzo, jeżeli w czym Was obraziłem, odpuśćcie mej duszy. Ja będę się modlił za Was do Boga o błogosławieństwo i o to, abyśmy kiedyś razem mogli zobaczyć się w niebie. […] Do zobaczenia w niebie”. Taką siłę daje Eucharystia! Niech zakończeniem tej ostatniej w tym roku pielgrzymkowej konferencji będzie życzenie, by w naszym życiu nie było nigdy niedzieli bez Mszy św., i niech nie będzie nigdy Mszy świętej, podczas której nie moglibyśmy przyjąć Komunii św. Niech każda Eucharystia przemienia nas i sprawia, że inni spotykając się z nami w codzienności będą doświadczali obecności Chrystusa. Oto wielka Tajemnica Wiary!
oprac. ks. Albert Warso